smak miłości
  
Smak  miłości i łez

Czy ktoś z Was pamięta wzruszajacą historię niespełnionej miłości Niny i Mariusza z opowiadania
pt."Smak miłości i łez"? Jest to opowieść, która nigdy nie trafiła do druku.
Nie wiadomo, dlaczego?
Podobno wtajemniczeni wiedzą, że jest to zapis autentycznych wydarzeń,
które miały miejsce na początku lat siedemdziesiątych,
że ktoś z rodziny spisał tę historię na kartkach zeszytu i tak już zostało.
Tą opowieścią, na ówczesne czasy,
fascynowało się w większości młode pokolenie.
Była ona przekazywana w szkołach,
akademikach, a dziewczyny spisywały ją w zeszytach, które krążyły wśród znajomych.
Szczęśliwie posiadam taki zeszyt z 1975 roku.
Mijają pokolenia, a większość z nas dalej marzy,
aby poznać smak miłości, niekoniecznie ze łzami w tle.




Pani Grodzka niosąc z sutereny węgiel, nie zwróciła uwagi na osoby schodzące z góry.
Nie zawsze słyszała jak,kto, kiedy oddawał jej ukłon.
Wiadomo jak bardzo była zadumana.
Była to staruszka licząca 70-lat.
Wiadro które niosła, było tak ciężkie, że prawie była zgięta pod kątem prostym,
a jej długa spódnica zamiatała stopnie schodów.
Dlatego też nie widziała co dzieje się pod drzwiami jej mieszkania.
W chwili gdy stanęła na ostatnim stopniu, postawiła wiadro.
Wyprostowawszy się popatrzyła przed siebie, zauważyła jak spod jej drzwi dwie starsze panie,
spuściwszy głowy oddaliły się w głąb korytarza.
Staruszka nie zastanawiała się dlaczego tak postąpiły.
Po chwili wzięła wiadro do rąk i powoli poszła naprzód.
Nacisnęła klamkę i po chwili znalazła się w przedpokoju mieszkania gdzie mieszkał jej syn z żoną.
  -.......bo ty zawsze pozwalasz jej!
 Na to odpowiedział głos żony:
  -Od dzisiaj wychowaniem zajmujesz się ty.
Ja już nie mam siły, nie mogę z nią wytrzymać.
Babcia wiedziała,że chodzi o jej jedyną wnuczkę Ninę.
Nie chcąc przeszkadzać w rozmowie, poszła do pokoju,
zapaliła światło i mimo woli spojrzała na zegar, który wskazywał godz. 23.
Istotnie było już póżno.
Babcia podeszła do okna, spojrzała w piękne gwieździste niebo.
Oparła swą wychudłą twarz na zniszczonych dłoniach i spokojnie opuściła wzrok w dół.
Stąd uniósł się zapach kwiatów i kwitnących kasztanów.
Był bowiem najpiękniejszy miesiąc-maj.
Blok w którym mieszkali państwo Grodzcy znajdował się w najpiękniejszej dzielnicy Miłowa.
Z jednej strony okna wychodziły na piękną, zieloną ulicę Królewską, z drugiej na ogród gdzie rosły stare kasztany.
Babcia pod wieńcem tego wieczoru zapomniała, gdzie się znajduje, patrzyła przed siebie wokół nic nie widziała.
Było dookoła cicho.
Od czasu do czasu gdzieś z oddali dolatywał rechot żab.
Babcia wsłuchiwała się w tą melodię, gdy usłyszała z dołu cichy szept.
Utkwiła w tym kierunku wzrok.
Oczy jej ujrzały sylwetkę okrytą swetrem i jasną spódniczką.
Obok tej sylwetki robiła gest inna osoba ubrana na kolor brązowy.
Widziała ciemne włosy denerwujące skroń.
Babcia wytężyła wzrok i ujrzała Ninę.
W jednej chwili ogarnął ją gniew, ale powoli ustępował wielkiej miłości do wnuczki.
A więc ta druga osoba to chłopiec z którym Nina spotykała się już od miesiąca.
Babcia patrzyła w dół, w tej chwili nie mogła odróżnić od siebie osób, daremnie czekała.
 Mariusz bawił się włosami Niny, które opadały na jej ramiona.
Ręce jego piściły jej szyję, a usta łączyły się w długim pocałunku.
  -...nie idź jeszcze,...nie zostawiaj mnie samego,... zostań jeszcze ze mną Nineczko, nie zabieraj mi swoich ust.
Ona milczała.
Mariusz błądząc ustami po jej szyi, całował jej ramiona.
  -Już pójdę.-Rzekła po chwili. Mariusz nie pozwolił jej mówić więcej.
Jego usta spijały z jej ust słowa.
Babcia miała w oczach łzy, smuciła się, a zarazem była zadowolona.
Nieustannie śledziła stojącą pod drzewem parę.
Nawet nie zauważyła, kiedy do pokoju wszedł syn.
Pan Grodzki cichutko podszedł do okna i utkwił wzrok w złączonej parze.
Już miał sypnąć całą masą słów w kierunku swej jedynej córki, ale wstrzymał się, bo usłyszał słowa:
  -Nineczko do jutra, jutro niedziela, pójdziemy nad rzekę, jeżeli będzie taka pogoda jak dziś, opalimy się.
Nina chciała już biec do domu, wiedziała, że znów będzie to co kiedyś, ale jednak odejść nie mogła.
Lecz trzeba było, podała mu dłoń.
  -Kocham Cię, jak żadnej dziewczyny dotychczas, jesteś celem mego życia.
  -Już idę.
  -Idź.
  -Mariusz, przecież jutro spotkamy się. Jak to dobrze że dzisiaj sobota.
Więc do jutra do dziewiątej.
Znowu ich usta złączyły się.
Nie zwracali uwagi na to, że ktoś śledzi każdy ich ruch.
Nina szybko wpadła do pokoju, poprawiając włosy.
W pokoju przez okno ojciec patrzył się za oddalającym Mariuszem i nie wiedział jak ma postąpić.
Nina weszła do kuchni, gdzie ujrzała matkę kończącą mycie podłogi.
Matka rzuciła okiem na stojącą w drzwiach córkę.
  -Gdzie byłaś do północy?
  -Mamo, byłam u koleżanki po książki i zatrzymałam się na telewizji.
  -Idź spać!
Padło drugie ostre zdanie z ust matki.
Nina udała się do swojego pokoju, sądząc, że ojciec nie wie o której wróciła.
Była pewna, że matka nie powie.
Chciała jeszcze porozmawiać z babcią, ale bojąc się, że ojciec się obudzi poszła do swojego pokoju.
Nie mogła zasnąć, rozpamiętywała każdy gest, każde słowo, które padło z ust Marcina.
Czekała na jutrzejszy poranek, myśląc co powie ojcu.
Za jakąś godzinę do pokoju weszła matka.
Patrzyła na ukochaną córeczkę, która z uśmiechem na twarzy, przysłoniwszy rzęsami oczy leżała na białej pościeli.
Różowa nocna koszula miała ładne wycięcie odsłaniającą piękną, łabędzią szyję Niny. 
Nina wyglądała w niej czarująco.
Na twarzy matki pokazał się uśmiech zadowolenia, że urodziła tak piękną córkę.
Zapomniała nawet, że Nina postąpila nietaktownie zatrzymując się u koleżanki.
Pani Grodzka poszła do swojej sypialni.
Zdziwiła się bardzo, że mąż do tej pory nie zasnął.
Położyła się do snu.
Pan Grodzki nie zamienił z nią ani jednego słowa.
Nazajutrz, kiedy cały dom był pogrążony we śnie pan Grodzki włożyłna siebie codzienne ubranie i szybko wyszedł z domu.
Dzień zapowiadał się piękny, słońce dopiero budziło się ze snu.
Ogród przez który szedł pan Grodzki okryty był pielistą rosą.
Od czasu do czasu pięknie śpiewał siedzący na gałęzi skowronek.
Grodzki zamyślił się i stanął pod kasztanem, gdzie wczoraj stała Nina z Mariuszem.
Na ziemi oprócz odcisków jej delikatnych szpileczek, leżało dużo niedopałków papierosów.
Na kasztanie, który stał tyle lat pan Grodzki zobaczył napis wycięty scyzorykiem  "TYŚ  MOJA".
Ten napis zrobił ten który wydziera mi moje dziecko- pomyślał. 
Pan Grodzki  wyobrażał sobie Mariusza jako chłopaka o niskiej kulturze. 
Ruszył dalej. Szedł mijając kolejne ulice.
Wreście w jednym podwórzu zatrzymał się przed drzwiami z wizytówką:
"T.F. Olepkowie".
Zadzwonił, ale nikt nie wyszedł.
Czekał chyba z pół godziny.
W tym czasie zwrócił uwagę na młodzieńca, który w zaułku podwórza coś robił.
Chłopiec ten wyprowadzał z komórki rower, drugi stojąc obok niego coś mu pokazywał i tłumaczył.
Wreście do uszu Grodzkiego dotarło takie zdanie:
  -"Zbyszek ja pojadę na twoim rowerze, a Nina na moim, bo mój jest nowszy."
Fala krwi uderzyła Grodzkiemu do głowy, z niepokojem słuchał dalej.
  - Bo widzisz-powiedział przystojny, szczupły młodzieniec- mamy się wybrać nad rzekę,
ale pojedziemy nad jezioro, tam jest tak cicho, że będzie lepiej.
Grodzki ponownie nacisnął dzwonek, drzwi uchyliły się i ukazał się łysy mężczyzna.
  -Dzień dobry Franek-rzekł Grodzki.
  -Dzień dobry, co ty tak z rana?
  -Chcę porzyczyć od ciebie motor, bo mój chwilowo zepsuty.
  -Na długo?
  -Nie, do 11.
  -Dobrze.
Olepiak wraz z Grodzkim poszedł w stronę komórki.
Grodzki wzrokiem rzucił w stronę młodzieńca ubranego w niebieskie spodnie i taki sam sweterek.
Gdyby mógł, to by go w tej chwili uderzył, ale chłopcy zaczęli mówić:
  -Wiesz Zbyszek jak ja ją kocham, żadnej innej, ale ona tak strasznie boi się ojca.
Od dzisiaj nie wie jak wyrwać się z domu.
Grodzki zabrał motor i po kilku minutach był w domu.
Nina zbudziła się, spojrzała na słońce,które swym blaskiem wypełniało cały pokój.
Pogoda doskonała, wyszeptała Nina, trzeba działać.
Nina narzuciła na ramiona chustkę i wyszła do kuchni, gdzie kszątała się matka i babcia.
  -Babciu uprasuj mi spodnie.
  -Nino, dzisiaj niedziela-powiedziała matka.
  -To nic mamo, muszę iść dzisiaj do szkoły w spodniach. Mamy dodatkowe zajęcia P.W.
Babcia spojrzała przejmującym wzrokiem na wnuczkę, która się lekko zarumieniła.
W kilka minut później, spodnie modnego kroju leżały przed nią.
Moja wnuczka kłamie-pomyślała babcia, ale tak bardzo kochała ją,że nie potrafiła nic na ten temat powiedzieć.
Do mieszkania wszedł ojciec.
  -A gdzie to panienka idzie-spytał surowym głosem, jakby o niczym nie wiedział.
  -Jedzie do szkoły, ma coś tam z P.W.
Muszę jeszcze przygotować jej drugie śniadanie i obiad, bo będzie do samego wieczora.
  Teraz po maturze dodatkowe zajęcia?-spytał ojciec.
Nina wybiegła z kuchni, kryjąc czerwoną twarz.
  -Dzisiaj niedziela, gdzie pojedziemy?- spytała pani Grodzka.
Grodzki podniósł wzrok i powiedział:
  -Bardzo mi przykro, kochanie obiecałem Olepiakowi, że pójdę z nim na działkę.
  -To wielka szkoda, zostanę sama.
  -Zosiu do 11 i będę zpowrotem.
W tym czasie Nina robiła ostatnie przygotowania.
Ubrana w spodnie, lekkie płócienne buciki, najmodniejszy w tym czasie sweterek,
a na głowę miała niebieską chustkę.
Weszła do kuchni, aby pożegnać się z rodzicami.
  -Nineczko wracaj w miarę możliwości jak najszybciej.
  -Dobrze mamo.- Spojrzaly sobie w oczy, ale tym razem już tak nie wyszło.
Ojciec surowym okiem popatrzył córce w oczy.
Nina wzięła torebkę do reki i zbiegła po schodach.
W tym czasie w domu toczyła się rozmowa.
  -Po co z tym Olepiakiem jedziesz na działkę?
  -Chcę wziąć dla niego kilka krzaków agrestu.
  -Agrestu? Przecież to ostatnie dni maja, kto o tej porze przesadza rośliny?
  -Nie wiem, może się uda.
  -Nie chcę sama zostać.
  -Trzeba było Ninę zostawić w domu.
  -Przecież Nineczka musiała pójść do szkoły.
  -A kto wie, czy ona nie kłamie?
A zresztą nie mam czasu.
Złożyl na policzek pocałunek i wybiegł szybko w codziennym ubraniu z domu.
  Pani Grodzka skończyła z babcią śniadanie, widocznie gdzieś wychodziła.
  -Mamo za godzinę wrócę, idę do Barbary.
Barbara to serdeczna przyjaciółka pani Grodzkiej jeszcze z lat szkolnych.
Przyjaciółki mieszkały kiedyś w jednej kamienicy i do tej pory przyjaźń przetrwała.
Tym czasem Grodzka czuła się jakoś samotnie, opuszczona.
Szła chodnikiem wpatrując się w płytki chodnika.
  -Dzień dobry pani. Agdzie to mąż pani pojechał?-
Grodzka podniosła głowę.
  -Dzięń dobry, a jak pan Olepiak?
Pyta pani o męża?
  -Tak, bo pani mąż pożyczył dziś motor od nas.
Grodzka nic z tego nie rozumiała.
Co to miało znaczyć, gdzie mąż pojecał, dlaczego mnie okłamał,
ten któremu 20 lat temu ślubowałam miłość,wiarę i uczciwość małżeńską.
W tej chwili przypomniała sobie jak klęczeli przed ołtarzem,
a on głośno składał jej przysięgę.
A po tylu latach zaczyna ją okłamywać.
Ja która urodziłam mu dziecko-kochaną Ninę.
Rzeczywiście bardzo chłodno ją dzisiaj przywital, dziecko do tej pory najbardziej kochane.
Tak myśląc szła do domu Sokolskiej.
Zapukała do drzwi, otworzyła jej przyjaciółka.
  -Ach dobrze,że przyszłaś do mnie, już dawno się nie widziałyśmy, zostaniesz u mnie dłużej, pogadamy sobie.
  -Dobrze Barbaro.
  -Chyba masz jakiś kłopot, coś cię męczy,
ale nie przejmuj się i tak jesteś szczęśliwa-Sokolska ciągnęła dalej- masz męża ideal, nie masz kłopotów z Niną,
a mój mąż nie żyje, Zbyszek jest pozbawiony reki ojca, za dużo sobie pozwala.
Iwona zawsze idzie na ręke Zbyszkowi.
W tym czasie weszła Iwona do mieszkania i zwróciła się do matki.
  -Mamo ja chciałam pojechać dzisiaj z kolegami za miasto,
a Zbyszek pożyczył Mariuszowi rower.
  -Iwona! Mariusz zaraz wróci.
  -Jak wróci, jak pojechał za miasto z taką młodą dziewczyną, ubraną w niebieskie dżinsy i sweterek.
Pojechał nad jezioro, na cały dzień, bo ona miała całą torbę jedzenia, a on lemoniadę.
Zbyszek mi otym mówił.
  -Trudno Iwona, ja nic na to nie poradzę, a ty niepotrzebnie mi przeszkadzasz,
gdy mam gości. Iwona wyszła zostawiając panie same.
  -Widzisz moja droga jak to jest z tą młodzieżą,
ja Zbyszkowi nic nie mogę poradzić, o wszystkim on sam decyduje.
Wczoraj Mariusz wrócił po północy do domu, dzisiaj znowu widziałam jak wyszedł.
  -...po północy- powtórzyła Grodzka.
  -Ja Iwonie tak nie pozwolę. A jak jest z twoją Niną?
  -Widzisz ona ma już te swoje osiemnaście lat, ale nigdy na ten temat z nią nie rozmawiałam.
  -To źle robisz moja droga, takie milczenie może źle na nią wpłynąć.
  -Wszystko możliwe.- rzekła Grodzka.
  -Mnie na przykład daje do myślenia dziewczyna, która pojechała z Mariuszem nad jezioro.
  -Barbaro poczęstuj mnie papierosem.
  -Jednak ty jesteś inna niż zawsze- zauważyła Barbara- Tak mało mówisz.
  -Słucham, proszę mów dalej, lubię słuchać twojego głosu.
Barbara na chwilę zastanowiła się nad tym co powiedziała przedtem i zaczęła dalej.
  -Powróćmy jeszcze do tej dziewczyny. Ona napewno spotyka się z tym chłopcem w ukryciu przed rodzicami. Nie chce, by o tym wiedzieli. Moim zdaniem to ich wina.
  -Moim też.-rzekła Grodzka i ciężko wstała z krzesła.
  -Co? już wychodzisz.
  -I tak długo się zatrzymałam. Żegnam cię Barbaro.
W tym czasie Iwona sprzeczała się ze Zbyszkiem.
  -Tak wszystko dla Mariusza- mówiła Iwona.
  -Co ty się znasz, opamiętaj się.
  -To niechby wzięła rower swojego ojca.
  -Jej ojciec o niczym nie wie- powiedział Zbyszek.
  -Ty znasz jej ojca? I matkę też?
  -Czemu by nie.
  -Naskarżyłabym na nią.
Zbyszek uśmiechnął się widząc przechodzącą obok panią Grodzką.
Grodzka zamiast w kierunku domu skierowała się w stronę gdzie mieściła się szkoła do której uczęszczała Nina.
Było tu tak pusto i cicho, choćby życia tu wcale nie było.
Cóż to wszystko znaczy?
Czy wszyscy ją okłamują?
W rogu ogrodu, gdzie nikt nie chodził,
Mariusz czekał na Ninę, wpatrując się w ścieszkę prowadzącą do domu Niny.
Zaczynał się denerwować, aż nagle uśmiechnęły mu się oczy,
dojrzawszy między krzakami nadcodzącą wysmukłą postać Niny.
Już widział rzucony cień na jej włosach, które jej równomiernie falowały.
Wreście stanęła przed nim. Uścisnął podaną mu dłoń.
Szybko, bez najmniejszego szelestu przeskoczył parkan.
Ona oparła się o jego ramię.
Dopadli rowerów, nic nie mówiąc jechali do celu.
Nigdzie nie widzieli ludzi, nie było znaków, by ktoś w ostatnim czasie zwiedzał przyrodę.
Tylko w jednym miejscu widzieli znak motoru, lecz niczego się nie domyślali.
Mariusz wyciągnął koc i rozłożył go na zielonej trawie.
Nina zmęczona szaleńczą jazdą usiadła i patrzyła przed siebie.
Czas ją niepokoił. Mariusz od wczoraj głodny jej ust, rzekł cicho:
  -Co skarbie, co jedyna.
Całował jej włosy, a z ust pił jej slodki nektar, ręce jego oplatały dookoła jej sylwetkę.
Niby pchnięty wiatrem pochylił się na koc.
Głowa pochyliła się lekko, ramiona zwarły się, a niedopięty sweterek rozchylił się.
Prawie nieprzytomny ukrył się pod sweterkiem Niny.
Ona nie chciała lecz nie sposób było się wyrwać z jego objęć.
Głowa jego spoczywała na jej piersi.
Patrzył w jej twarz.
Oczy Niny były szeroko otwarte, zapomniała o całym świecie.
..moja Nina, moja na zawsze...moje są twoje usta, oczy, cała jesteś moja-szeptał Marcin.
Nie chciał jej skrzywdzić, nigdy o tym nie myślał, ale teraz musiał nad sobą panować.
Objeła go swoim ramieniem. Nagle oboje poderwali się, bo usłyszeli warkot motoru.
Nina spojrzala w tamtym kierunku, aż krzyknęła z wrażenia.
Wydawało jej się, że na motorze siedzi ojciec.
Nineczko przecież to niemożliwe- wyszeptał Mariusz.
  -Gdzie tam twój ojciec, nikt nie ma prawa nas tu widzieć.
Uspokoił ją, ale sam nie był pewien jak jest właściwie. 
Podał Ninie lemoniadę, a sam poszedł do najbliższych krzaków.
Włosy stanęły mu dęba, widział odbicie męskich butów. 
A jednak to było możliwe.
Co teraz będzie z Niną, ja  jestem wszystkiemu winien, ja ją wkopałem moją najdroższą.
Wrócił do niej nie mówiąc ani słowa.
Nie wiedział co jej powiedzieć.
Oczy jego były smutne, patrzyły na niego z lękiem, oczy które jeszcze chwilę temu były nieprzytomne  z rozkoszy.
  -Ojciec widział mnie, wypędzą mnie z domu, będą czuli do mnie żal.
To wszystko męczyło Ninę, tysiące myśli krążyło jej po głowie, nic z tego nie rozumiała.
Żadna z tych myśli ją nie usprawiedliwiała.
  ...ucieknę, ucieknę z Mariuszem i nigdy nie pokażę im się na oczy, nie to będzie najgłupsze wyjście z sytuacji,...
Boże,Boże...szeptała Nina.
Mariusz bez słowa patrzył na cierpiącą Ninę, nie mógł wyksztusić ani słowa.
Na widok twarzy Niny Mariusz zapomniał, że jest mężczyzną, brakło mu męskiej odwagi.
  -Nineczko.-Szepnął.
  -Co teraz zrobimy? Mariusz ja nie chcę żyć, co ja będę miała?
Mariusz rozumiał ją doskonale. Siedzieli obok siebie nie mówiąc ani słowa.
Ona bała się, a zarazem wstydziła. On czuł się największym winowajcą. ...
Dlaczego śledzi nas taki pech- myślał Mariusz- przecież inni chłopcy też chodzą z dziewczynami za miasto.
Wyciągnął papierosy,
Nina również sięgnęła po jednego.
Do tej pory nigdy ją nie częstował, dzisiaj nie bronił jej zapalić jednego.
Patrzył z boku jak jej usta uwypuklają się, na ten widok zapomnial o wszystkim.
Uśmiechnął się, znowu ją pocałował i okrył jej ciało.
    Grodzki odprowadził motor
Olepiakowi i wrócił do do domu.
W kuchni jak nigdy nie było żony, nie krzątała się jak zwykle przy obiedzie.
Z lekkim zdziwieniem wszedł do pokoju.
Przy oknie siedziała żona, oczy jej były mokre od łez.
  -Zofio ty płakałaś!
Podniosła na niegozapłakane oczy.
Popatrzył na nią.
Przed sobą widział postać, a gdzieś w oddali Ninkę.
Ten chłopak z którym była dzisiaj okłamuje nas-myślał.
  -Czemu płakalaś?- zapytał cicho. Ale ona nic nie mówiła
.-Chyba ktoś ci coś powiedział, a może sama.-ciągnął dalej.
Nie usiadł koło żony.
  -Czy możesz mi powiedzieć gdzie dzisiaj byłeś?
Czy to też będzie twoja tajemnica o której ja nigdy nie będę wiedziała?
  -To ty dlatego płakałaś, że nie wiedziałaś, gdzie pojechałem?
  -Chyba tak, zostałam w domu sama.
  -Już nigdy nie zostawię cię w domu samą, ale dzisiaj musiałem.
   Zofia, czy ty wiesz, że nasza Nina się kocha?
  -Wiem, dowiedziałam się dzisiaj u Barbary.
  -I co?
  -Tam dowiedziałam się dzisiaj, że Nina z jakimś Mariuszem pojechała za miasto.
  -Ja o tym dowiedziałem się wczoraj w nocy, wiedziałem jak się umawiali.
Gdy porzyczyłem od Olepiaka motor, pojechałem nad jezioro.
Pół godziny później przyjechała Nina z Mariuszem.
Tobie nie chciałem nic mówić, taksię złożyło.
Najgorsze, że Nina nas okłamuje.
Wczoraj powiedziała, że była u koleżanki, a dzisiaj znów, że poszła do szkoły.
  -To co zrobimy, nie będziemy jej nic mówić?
  -Nie Zofio, ukarać ją trzeba koniecznie.
Mimo wszystko Zofia nie wiedziała czy zdobędzie się na taki krok.
   Tymczasem w przedpokoju dały się słyszeć ciche kroki Niny.
Rodzice zmieszali się. Nie wiedzieli jak się zachować wobec niej.
Nina nie weszła do pokoju, ojciec poszedł do kuchni.
Nina siedziała przy stole. Twarz jej była ukryta w dłoniach.
Nie śmiała podnieść oczu na któregoś z rodziców.
Serce jej tak biło,że było widać falującą pierś.
Grodzki usiadł koło Niny.
  -Nina.
  -Słucham-wyszeptała Nina, nie wiedziała co ma mówić.
Po chwili ojciec rzekł:
  -Kim jest ta twoja sympatia?
Nina nic nie mówiła, lecz oczy na samą myśl, zaczęły się śmiać.
  -Czy odpowiesz ojcu na pytanie!
  -Tato po co ty mnie o to pytasz?
  -Jestem ciekawy.
Chyba powinienem wiedzieć o chłopcu z którym chodzi moja córka?
Trzeba było powiedzieć prawdę, niepotrzebnie nas okłamywałaś.
Zresztą nie tylko dzisiaj.
Wczoraj to samo.
W tym czasie matka się męczyła, a ty rozmawiałaś z tym...aj jak on ma na imię zapomniałem.
  -Mariusz-cichutko wyszeptała Nina.
  -O! z tym Mariuszem.
w tej chwili drzwi się otwarły i do mieszkania wszedł Mariusz.
Znieruchomiał, gdy początkowo jego wzrok padł na pana Grodzkiego.
Jednak długo się nie zastanawiał.
Podszedł do stołu przy którym siedział Grodzki z Niną.
  -Proszę pana.
  -Słucham, co chce pan powiedzieć?- rzekł rozkazująco Grodzki do Mariusza.
Nina nie chciała słuchać ich rozmowy.
Wstała iodeszła od stołu.
  -Nina! Zostań!- krzyknął Grodzki.
  -Niech pan jej pozwoli odejść,-nieśmiało powiedzial Mariusz.
Oczy Niny zaczerwienioneod łez, szukały jakiegoś punktu zaczepienia- jednak nie znalazły.-Nina wyszła.
Grodzki z Mariuszem zostali sami.
  -Proszę pana, to moja wina, ja jestem wszystkiemu winien.
Nina ,ona nie jest niczemu winna, proszę jej niczego nie mówić.
Ja błagam pana.-Jego głos był drżący i zdenerwowany.
Usłyszała go siedząca w pokoju Grodzka i poszła do kuchni.
Mariusz zwrócił się do pani Grodzkiej:
  -ja proszę panią, by uniewinniła Ninę, niech mnie pani zrozumie.
  -Mów pan wolniej na miłość boską?
  -I pan mnie nie rozumie?- spytał Mariusz
  -Nie rozumiem.
  -Wię czego pan chce, wszystko wykonam, aby uniewinnić Ninę-powiedział Mariusz.
  -W tej chwili nie mogę dać panu odpowiedzi.
Przyjdzie pan do mnie jutro, gdy Nina będzie u koleżanki.-rzekł Grodzki-
Albo mam już rozwiązanie dla pana.
  -Słucham jakie?- spytał Mariusz.
  -Nina w tym roku zdała maturę, ale z jej wyników nie jestem zadowolony.
Przyczyną tego był pan.
Czy dawno zna pan Ninę?
  -Od półtora miesiąca.
  -Mój Boże i taka miłość- powiedziała Grodzka
  -Pozwól Zofio, abym w tej chwili rozmowę prowadzić mógł sam.
   Więc pan spotyka się z Niną od półtora miesiąca.
  -Tak.- odparł Mariusz.
  -Dotychczas my z żoną nie wiedzieliśmy o tym.
Czy często spotykaliście się?
  -Tak, Nina nie chciała ale ja chciałem- odparł Mariusz
  -Ach- krzyknęła pani Grodzka- to ona zgadza się na wszystko czego pan od niej rząda?
  -O nie proszę pani, za wiele proszę się nie domyślać- powiedział Mariusz.
  -Dla pańskiej osoby Nina okłamywała, co do tej pory nigdy się nie zdarzało.
  -To wszystko pana wina-rzekła Grodzka.
  -Tak jest żądam za to kary- odparł Mariusz.
  -Mam już dla pana karę- rzekł Grodzki- od dzisiaj nie ujrzy pan nigdy Niny.
  -Boże, ale to będzie kara dla nas obojga.
Ja proszę o karę stokroć większą, ale dla siebie samego.
  -Nie proszę pana ta kara będzie najodpowiedniejsza.
  -Więc Nina będzie zawsze w domu siedziała?
  -Tego co będzie robiła nie mogę panu powiedzieć.
  -Na litość blagam pana o odrobinę litości dla Niny.
  -Niestety może pan odejść.
  -Czy mogę jeszcze raz zobaczyć się z Niną?
  -Tak ostatni raz i musi pan o niej zapomnieć.
Mariusz wyszedł z mieszkania Grodzkich.
W głowie szumiały mu zdania Grodzkiego.
Nigdy już nie zobaczę Niny. Tylko dziś ostatni raz myśli sobie.
Ale gdzie ona jest? Patrzył na ogród, widział kasztan, pod którym wczoraj wpatrywał się w Ninę.
Na chwilę zatrzymał się w oznaczonym miejscu pod kasztanem, o gdyby go nikt nie widział, gdyby było ciemno całowałbym jej ślady. Zobaczył Ninę, ona go nie widziała.
Oczy jej były pełne łez, cicho podszedł nie chcąc jej przeszkadzać, stanął za nią.
Mariusz, Mariusz powtarzała jego imię, nie wiedząc że on stoi za nią.
  -Nineczko, cicho-wyszeptał.
Obejrzała się. Nowy potok łez wypłynąl jej z oczu.
Płakała pomimo, że nie wiedziała co ją czeka.
  -Jak zapadł wyrok?-spytała drżącym głosem.
  -Nineczko dzisiaj ostatni raz jesteśmy razem.
  -Co odchodzisz ode mnie? Zostawisz mnie samą?
  -Nie Nineczko, to raczej ty mnie.
  -Ja ciebie nigdy, nigdy...szeptała Nina
  -Tak Nino taka jest wola twojego ojca.
W oczach Niny i Mariusza zakręciły się łzy.
  -Mariusz tyle sobie obiecaliśmy.
  -Tak Nino, mimo wszystko tak musi być.
  -Dlaczego?-spytała zapłakana Nina.
  -Popatrz Nina-tłumaczył- ty idziesz na studia, a ja może na jesień pójdę do wojska.
  -Ja nie chcę Mariusz, ja nie chcę ciebie stracić.
Ja nie pójdę na studia!- krzyczała rozpaczona Nina.
  -Idź na studia, lecz pamiętaj o mnie, pomimo, że będziesz mieć nowe towarzystwo.
Nie mógł dalej mówić, łzy dławiły mu gardło, głos mu drżał, z oczu spływały łzy.
  -Mariusz pozwól mi zapalić ostatniego twojego papierosa.
  -Ach Mariusz, może ty kłamiesz, może to nie prawda co mówisz?
  -Niestety Nineczko smutne lecz prawdziwe.
Ostatni raz, ostatni raz-Zadne z nich nie wierzy.
  -Może coś się zmieni? A może?
Nie mogli się rozstać, już w tej chwili odczuwali brak siebie.
Ktoś odegrał rolę Boga i całe życie będzieją odgrywał.
  Nastały piękne dni, kto żyw był w Miłowie nie chciał siedzieć w domu.
Każdy wykorzystywał jakąś chwilę na wolnym powietrzu.
Ogród przy ul. Królewskiej każdego wieczoru był zapełniony.
Starzy ludzie znajdowali tutaj spokój i ukojenie.
Bardzo często przychodzili tutaj Grodzcy. Oboje nigdy nie byli zadowoleni z życia.
Mariusz w niespełna pięć minut zajął swoje miejsce.
Przed nim stał kasztan, który mu tyle przypominał.
Patrzył na wyryte w korze dwa wyrazy, kiedy ostatni raz stali pod kasztanem,
a teraz daremnie błądzi po alejach ogrodu.
Daremnie oczy jego szukają ukochanej sylwetki.
Gdzie jest Nina, pytał sam siebie, co się z nią stało?
Czy tak miała zakończyć się nasza miłość?
Pytania te zadawał sobie codziennie i szukał na nie odpowiedzi.
Lecz nigdy nie mógł ich znaleść.
Zapomniał, że żyje, że ma 20 lat.
Wiedział tylko jedno, że miał Ninkę a teraz jej nie ma.
Odwrócił głowę w kierunku ławki, na której siedział ostatni raz z Niną.
Siedziały na niej trzy kobiety, wśród których rozpoznał matkę Niny.
Może gdzieś w pobliżu siedzi Ninka.
Na próżno jego oczy błądziły po kolejnych ławkach, nigdzie jej nie było.
Co ona teraz robi?
Może siedzi w domu z którego nie wolno jej wyjść.
Teraz dopiero zauważył jak pięknie jest na świecie, ale dlaczego nie ma jej przy mnie.
Zadawał sobie pytanie co teraz będzie zażycie po co mu matura, wszystko oddam,żeby zdobyć Ninkę.
Nino czy ty jeszcze omnie myślisz?
Nie zatruwaj sobie życia, błagam cię.
Co ja zrobiłem nie mógł sobie tego wybaczyć.
Dni powoli mijały, z biegiem czasu nie zapomniał o Ninie, lecz ją co  raz bardziej kochał. I tak mijały dni czerwca i lipca.
Mariusz o Ninie  nic nie wiedział, nikt też  mu o niej nic nie mówił.
Minęła druga połowa lipca Mariusz siedział w ogrodzie,
bo przecież tyle go łączyło z Niną, zawsze ją widział, a teraz tylko o niej śni.
Często wraz ze Zbyszkiem wyjężdżał za miasto na cały dzień.
Zbyszek znał wszystkie kłopoty Mariusza, tłumaczył mu różnie,
a najczęściej- zapomnij otej dziewczynie, jesteś przystojny, ładny, dużo dziewczyn zwraca na ciebie uwagę.
Zapomnij o Ninie.
 Pewnego razu w niedzielę Mariusz przyszedł do Zbyszka.
  -Cześć Zbyszek.
  -Czołem Mariusz.
Powitali się serdecznie
  -Mariusz ja w tej chwili muszę wyjść po gazety, a w tym czasie obejrzyj sobie kolekcję znaczków.
  -Dobra.
Jakoś nie chciało mu się oglądać podsuniętej kolekcji.
W sąsiednim pokoju usłyszał rozmowę dwóch kobiet.
Jeden głos był mu bardzo dobrze znany, była to matka Zbyszka.
Drugi jakby już gdzieś słyszał. Kto to jest i gdzie ją słyszał?
Do uszu doleciala mu rozmowa.
  -Zofio, gdzie jest twój mąż, że przyszłaś sama?
  -Barbaro, mąż pojechal do Skorupek.
Widzisz mieszka tam siostra mojej teściowej.
Jest to piękna miejscowość. Nina była tak wyczerpana egzaminem maturalnym, że nie mogłam na nią patrzeć.
Na imię Nina Mariusza ukuło coś w sercu, przeniósł się na krzeslo bliżej drzwi, prowadzących do sąsiedniego pokoju.
  -Zaraz po złożeniu matury, posłałam ją tam z babcią.
Drzwi z trzaskiem otworzyły się -przyszedł Zbyszek.
  -Zbyszek pozwól proszę cię, posłuchaj rozmowę prowadzoną w drugim pokoju.
  -Kto tam jest?
  -Niny matka i w tej chwili mówi na jej temat.
  -Mariusz zostawię cię.-wyszedł z mieszkania, a Mariusz słuchał dalej.
  -Dziś pojechał do niej mąż, a właściwie pojechali oboje, bo Nina była tu wczoraj.
Wracała z egzaminu, zdała na akademię medyczną. Nawet jej dobrze poszło, teraz opóści dom na zawsze.
Dla niej to straszny cios. Wysłałam ją na wieś, to trochę dojdzie do siebie.
Wiesz Barbaro, jak ona zawsze ogromnie cierpiała i płakała.
Obie kobiety rozmawiały o Ninie i nie wiedziały co się w sasiednim pokoju dzieje.
Mariusz siedział na krześle, obok niego rozrzucone znaczki. ...
W piątek wieczorem, była w Miłowie, jak to się stało, że ją nie widziałem....
Oczy jego byly pelne łez, wypłynęły z oczu dwoma strugami, spływały po twarzy.
Z jednej strony ogromna perła łzy toczyła się po twarzy, zatrzymała się na jego ustach.
Boże ja płaczę, łzy wylewam z powodu jej braku.
Nino, Nino, czyty też płaczesz.
Nie płacz.
Nina istotnie przypominała swój cień. Oczy jej piękne zapomniały, że kiedyś ściągaly uwagę przechodniów.
Włosy jej kiedyś pięknie uczesały teraz sterczały we wszystkie strony.
Siostra jej babci, bardzo ją lubiła, cieszyla się, że Antonia przywiozła ją na tak długo.
Jednak z biegiem czasu, gdy zauważyła zmiany w jej wyglądzie i psychice czuła jakieś wyrzuty sumienia.
Chciała, aby Nina chodziła po wsi, ciągle przebywała w towarzystwie.
Zapraszała nawet do Niny miejscowe dziewczyny, lecz Nina najbardziej lubiła samotność.
Noc była dla niej przyjacielem.
Zamykała się w pokoju i myślami wracała do Milowa....Mariusz co ty teraz robisz?
Czy jeszcze kiedyś spotkamy się? Czy jesteś szczęśliwy?
Może oglądasz te miejsca, gdzie razem spędzaliśmy czas?
Nie wiedziała ile bólu, sprawiły mu te miejsca, gdy je oglądał.
Tu na wsi nie znala nikogo i nikogo znać nie chciała.
Nie lubiła jak odwiedzal ją ojciec.
To on był tym który przerwal jej złotą nić miłości.
Dlaczego ojciec ich nie rozumie.
Ja chyba mu tego nie przebaczę, to on odsunął ją od Mariusza.
Chcialabym umżeć, bo co mi po takim życiu.
Nina już więcej jak miesiąc nie była w Miłowie.
Wyobrażała jak tam musi być gorąco, ile ludzi musi być w ogrodzie. A co robi Mariusz?
W nocy wysłuchiwala się w ujadanie psów, mażyła o nim.
Czasem, gdy glosy stawały się natarczywe,
Nina wycofywala się z okna.
Tej nocy byla zaglębiona w myśleniu nad przyszłością.
Noc była piękna i cicha.
Nina siedziala w oknie tylko w jednej bluzce.
Oczy jej błądzily po sklepieniu nieba.
Może szukala gwiazd. Nic nie widziala co się dzialo dookoła.
Nagle jakaś postać stanęla przed oknem.
  -Mar...Mariusz, skąd ty tu się znalazłeś?
  -Za tobą Nineczko, za tobą.- Przeskoczył okno- sama jesteś w pokoju?
I nikt do ciebie nie przyjdzie?
  -Nie. Nie obawiaj się.
  -Myślalem, że cię nigdy nie odnajdę.
  -Skąd wiedziałeś, gdzie jestem.
  -Słyszałem jak twoja matka rozmawiala na twój temat u pani Sokolskiej.
Ja podsłuchałem tę rozmowę.
  -Ach Mariusz.
  -Nineczko, długo już tu jesteś?
  -W poniedziałek po pamiętnej niedzieli ojciec kazał mi, żebym przyjechala tu z babcią.
Płakałam, błagałam o zmianę lecz to nie pomogło.
  -Kiedy wrócisz do Miłowa?
  -Ach Mariusz mam tu zostać, aż do października, a później na studia.
  -Moja studentko, a cóż ja?
  -Mariusz jak to się stało, że moi rodzice wiedzieli o wszystkim?
  -Źle okłamałaś.
To było już po mature, a ty powiedzialaś matce,
że idziesz na P.W. Gdybyś powiedziała coś innego to by może uwierzyli.
  -A wiesz mnie się wydaje, że wtedy przez okno obserwował nas mój ojciec.
  -Wszystko możliwe, a teraz Nino tak cierpimy.
  -Mariusz ty również odczułeś brak mojej osoby?
  -Ach Nineczko jeszcze pytasz?
  -Myślałam, że do tej pory zapomniałeś o mnie.
  -Ciebie zapomnieć, nigdy. Nigdy cię nie zapomnę, będę cię kochać do końca życia. Albo ty, albo żadna.
  -Mariusz naprawdę mnie nigdy nie zapomnisz?
  -Nigdy!
  -Jaki ty jesteś kochany. Jak poświęcasz się dla mnie.
Wypowiadając te słowa patrzyła mu w oczy. Oczy jej biły blaskiem, były wesołe jak kiedyś.
Z jej oczu można też było odczytać smutek i tęsknotę.
Mariusz widzial jak Nina zmieniła się w ciągu tego czasu.
Twarz jej była wychudła, oczy zapadnięte, zasinione, zaczerwienione.
Mimo tego wydawala mu się jeszcze piękniejsza jak dawniej.
Tulili się do siebie, że nie zauważyli jak zaczęło świtać. Nadeszła godzina rozstania.
Kto wie, czy to nie będzie ostatni raz w życiu.
   Minęły smutne dni wakacji dla nich obojga.
Przez ten czas Mariusz nie widział Niny.
Oboje zmienili otoczenie. Nina zamieszkala w akademiku. Znalazła się w środowisku studenckim.
Na święta Bożego Narodzenia pojechała do Miłowa. Była pewna, że ujrzy Mariusza. Niestety stało się innaczej.
W czasie świąt Mariusza nie było.
Nic gorszego nie mogło ją spotkać.
Odjechała z Miłowa, nic o nim nie wiedząc.
Musiała się z losem pogodzić, gdyby tylko spotkała Zbyszka, którego Mariusz tak lubił.
Ale tak się stało, że ona nie zna nikogo z jego kolegów.
Wróciła do akademika.
Została jej tylko nauka i tylko jej się poświęciła.
Mijały lata.
Mariusza nie widziala już od czterech lat.
Nina była już studentką 5-go roku medycyny.
Dawne kłopoty przeszły, nauka nie sprawiała jej trudności.
Rodzice bardzo kochali swoje dziecko i byli z niej zadowoleni.
Twarz jej trochę spoważniała, stała się piękniejsza.
Dużo kolegów dażyło ją swoim uczuciem. Ale Nina nie chciała miłości.
Kochała tylko raz i tylko Mariusza.
Nadeszły praktyki.
Nina otrzymala praktykę w jednym z powiatowych miast.
Wszystkie wolne chwile spędzała w szpitalu.
Miedzy chorymi czuła się bardzo dobrze, służyła radą wszystkim.
Na praktyce życie Niny upływało bez zmian.
Pewnego razu karetka przywiozła jakiegoś chorego z wojska, który mial zlamaną nogę.
Nina miała zarejestrować chorego.
  -Proszę pana, pan mi poda imię i nazwisko, miejsce urodzenia.
  -Służę pani- powiedział kapitan, który opiekował się chorym.
  -Słucham- powiedziała Nina
  -Sierżant Zbigniew Sokolski. Urodzony w Miłowie.
Pióro wypadło jej z dłoni. Nia zbladła , stała się blada jak fartuch.
Kapitan nie wiedział co ma robić, zaczął wzywać pomoc.
Następnego dnia lekarz, który miał dyżur zwrócil się do Niny.
  -Dzisiaj pani pójdzie ze mną na wizytę lekarską, proszę przygotować się do notowania.
Weszli do sali, gdzie leżał sierżant Sokolski.
  -Jak się czuje nasz znajomy pacjent?
  -Przeciętnie panie doktorze.
  -Proszę pokazać nogę.
Chory z trudem poruszył się.
Lekarz przez cały czas obserwował Ninę, widząc jej normalne zachowanie zostawił ją przy chorym.
...Przecież to ten sam Zbyszek o którym opowiadał mi tyle Mariusz.
Mówiła mi o nim matka, gdy wychodziła od przyjaciółki- matki Zbyszka...
Chory wyczuł po zachowaniu Niny, że chce go o coś zapytać.
Już chciał zacząć rozmowę, lecz Nina wyprzedziła go.
  -Czy pa...jest z Miłowa?
  -Tak proszę pani, a o co chodzi? -Nina zawahała się.
  -Proszę niech pani pyta śmiało, na wszystkie pytania będę odpowiadał szczerze- słowo wojskowego.
  -Czy zna pan z Miłowa Grodzkich?
  -Oczywiście. Pani Grodzka to przyjaciółka mojej mamy.
Grodzcy mieli córkę, chyba z dwa lata młodszą ode mnie.
  -Znam ją, właściwie to moja koleżanka ze studiów.
  -Sympatia kolegi.
  -Czy dawno to było?
  -Och proszę pani, jeszcze jak wszyscy byli w Miłowie.
Ona miała wtedy 18 lat, on 20.
  -Czy zna pan osobiście Ninę Grodzką?
  -Nie proszę pani, właściwie to się dziwię, że jej nie znam.
Ciekawy jestem, gdzie ona teraz przebywa.
  -Nina jest teraz na praktykach.  
  -Czy opowiadała pani Nina coś o Mariuszu?
  -Tak wspominała mi coś.
  -Och on ją kochał, naprawdę kochał- mówił Sokolski.
  -Czy pan wie co robi w tej chwili ów Mariusz?
Zbyszek nie chciał powiedzieć prawdy o Mariuszu, bo wiedział, że ona wszystko powie Ninie.
Wiedział, że byłoby to dla niej wielkim ciosem. Skłamać nie mógł, bo przysiągł na słowo wojskowego.
  -Słucham proszę pana?
  -Wie pani od tej chwili gdy skończyliśmy maturę, skończyła się przyjażń.
On kochał ją wtedy, nigdy nie mogliśmy siędogadać.
Teraz na jego temat nic nie wiem.-Skłamał, bo wiedział dużo.
Sokolski popatrzył na praktykantkę.
Wzrok jego padł na jej lewą pierś, gdzie znajdowała się kieszonka,
na której widniały dwie litery:
N. G.. Boże jaka ona podobna do Grodzkiej.
  -Proszę panią.
  -Słucham?
    -Cy mogę znać pani imię?
    -Po co to panu wiedzieć?- spytała Nina.
  Może ja sam odgadnę.
Widzę dwie litery N.G., to może być Natasza Grygierczyk, a nawet Nina  Grodzka.
Zdaje mi się,że to ostatnie będzie prawdziwe.
Nina nic nie mówiła. Czuła, że przyłapano ją na kłamstwie.
  -Tak proszę pana jestem Nina Grodzka. Tymczasem do sali wszedł doktor.
Tak się skończyła ich rozmowa. Poszła za lekarzem.
Nic dalej nie wie, przecież mógł się ożenić, lu umrzeć.
Najwyrzej pomodli się za niego i musiałaby się pogodzić z losem.
Przecież to nie możliwe, żeby nic o Mariuszu nie wiedział. Sokolski poprosił o papier jedną z sióstr.
Miał do napisania list Jedną chwilę się zastanawiał i zaczął pisać.
                               " Mój drogi"
Mam dużo czasu, bo leżę w szpitalu, złamałem sobie nogę.
Mam tutaj świetną opiekę i właśnie o tym chciałem ci napisać.
Już w tej chwili piszę ci, że opiekuje się mną studentka medycyny Nina Grodzka,
dobrze ci znana, wiem, że do tej pory ją nie zapomniałeś. Rozmawiałem z nią na twój temat.
Ona chciała o tobie wszystko wiedzieć, oczywiście, że jej nie powiedziałem.
Musiałem trzymać język za zębami. Nina kocha cię dotychczas.
Mariusz proszę cię przyjedź do mnie.
Mam do ciebie wielką prośbę, w liście tego nie mogę pisać.
                                          Twój przyjaciel Zbigniew Sokolski.
Minęło kilka tygodni Nina zaprzyjażniła się ze Zbyszkiem.
Podobał jej się. Zbyszek bardzo polubił, a z biegiem czasu pokochał Ninę. Często chodzili razem do przyszpitalnego parku.
Pewnego dnia Zbyszek otrzymał list. Rozerwał kopertę i zaczął czytać:
                            "Drogi przyjacielu"
Na samym początku pozdrawiam cię w Imię Boga.
Bardzo mnie zmartwiła twoja choroba, ale Bóg ci dopomoże.
Dużo dowiedziałem się o Ninie. Dziękuję ci za list.
Zgodnie z wolą Boga, by nawiedzać chorych, odwiedzę cię, pod warunkiem, że Niny nie zobaczę.                        
Pozdrawiam cię. Mariusz   
      Ach jak się cieszę, że Mariusz mnie odwiedzi.
Do sali weszła jedna z sióstr.
Sierżant Sokowski proszony jest na zewnątrz szpitala.  -Ktoś do mnie?
  -Nie wiem ja nie widziałam.
Zbyszek wyszedł na oznaczone miejsce.
  -Mariusz przyjechałeś przyjacielu.-Usiedli na ławce.-Mariusz okropnie się zmieniłeś.
Na ulicy nie poznałbym cię.
  -Ciszej mów, bo usłyszy Nina.
  -Nie Mariusz dzisiaj jej tu nie ma.
  -To dobrze.- powiedział Mariusz.
  -Czy ty naprawdę nie chcesz się z nią spotkać?
  -Naprawdę Zbyszku.
  -Mariusz widzisz, Nina nie wyszła za mąż, ona chyba nie wyjdzie.
Mariusz ja przed tobą nie kryję, ja ją kocham i chciałbym,
by w przyszłości wyszła za mnie za mąż. Ale cóż ona mówi, że potrafi tylko raz kochać.
W oczach Mariusza, zakręciły się łzy.
  -Potrafi i ciebie pokochać Zbyszku.
  -Ale ty nie będziesz miał nic przeciwko?
  -Ja? Nie.
Rozmawiali tak przez cztery godziny.
Później Mariusz udał się na stację kolejową.
Miał jeszcze dwie godziny do pociągu i wstąpił do kościoła, modlił się długo.
Potem wyszedł i rozejrzał się po cmentarzu. Pod kasztanem stała ławka.
W tej chwili Mariusz poczuł się zmęczony.
Wprawdzie na ławce siedziała kobieta, odwrócona do niego plecami i inna ławka była wolna, ale usiadł na niej.
Kobieta poruszyła się, oderwała wzrok od książki.
  -Mariusz.......-szepnęła- Mariusz, spojrzała na niego- Boże- upadła na ławkę.
  -Nino, Nino!
Nie była to już jego Ninka którą kochał kiedyś, była to piękna kobieta.
Otworzyła oczy i znów spojrzała na niego.
Nie był to ten sam Mariusz, którego Nina kochała od 18 r.ż.
Mariusz który ubierał się modnie, ubrany był w sutannę. Był klerykiem.
  -Mariusz co ty zrobiłeś? Co ty zrobiłeś?
  -Ja mogłem poślubić tylko ciebie, żadnej innej.
Zostanę księdzem dla ciebie.
  -Ach Mariusz co ty zrobiłeś?
  -Nino, czy ty mnie naprawde kochasz?
  -Kocham, kocham- na całe życie tylko ciebie.
  -Nineczko zrobisz coś dla mnie?
  -To zależy co.
  -Dowiesz się wkrótce. Ja ci tego powiedzieć nie mogę, ale zrób to dla mnie.
Dotychczas oboje się kochali, ale jakieś inne było spotkanie Mariusza z Niną.
Nie widzieli się kilka lat.
Dawniej gdy nie widzieli się kilka dni, nie mogli się sobą nasycić.
A teraz siedzieli na obu krańcach ławki, nic nie mówiąc.
Trzeba się było rozstać. Mariusz śpieszył się na pociąg.
Rozstali się podając sobie dłonie.
    W rok później w kościele w Miłowie młody
,dopiero co wyświetlony kapłan Mariusz Propowicz wiązał ręce panny Niny Grodzkiej i Zbigniewa Sokolskiego.
Był to pierwszy, którego udzielał ślub. Młodzi składali sobie wzajemnie przysięgę miłości.
W chwili gdy ksiądz Propowicz mówił: "iślubuję ci miłość, wierność małżeńską" Nina powtarzała za nim.
Oczy jej zaszły łzami.
Duża łza spłynęła z oczu Mariusza i spadła na nos Niny, potem przesunęła się na jej usta.
Przez następne lata pani doktor Sokolska pracowała w rodzinnym mieście Miłowie.
Ksiądz Mariusz Propowicz wyjechał na drugi koniec świata.
 Sokolski powrócił z pracy, ujrzał Ninę pochyloną nad kartką papieru.
  -Czy to może list do nas?
Na jego słowa Nina wzdrygnęła się i złożyła pisaną kartkę.
  -Nie to nie list- odpowiedziała już całkiem spokojnie-jak dobrze, że już przyszedłeś, jakoś źle się czuję.
Z uśmiechem na twarzy podszedł do niej, cieszył się, że już wkrótce zostanie ojcem.
Planował daleko w przyszłość.
Tylko ona zachowywała się jakoś dziwnie.
Minęły już dwa lata, kiedy ostatni raz widziała Mariusza.
Zbyszka miała wiąż przed oczami, słyszała jego głos, lecz podczas rozmyślań nigdy jego twarzy nie widziała.
Natomiast tamta twarz towarzyszyła jej zawsze.
Wiedziała, że już wkrótce wyda na świat potomstwo.
A może umrę?
Zbigniew troskliwie się nią opiekował.
Tego dnia przyszła do nich matka Niny. Pocieszała ją, że to nie tylko ona przeżywa,
ale mimo to zaniepokoiła się złym samopoczuciem Niny.
gdy Zbyszek odprowadzał ją powiedziała:
  -Zbyszku, dla Niny przydałby się mały spacerek.
To może pojedziemy gdzieś jutro razem?
  -Możemy.
 Zbyszek wrócił do domu i opowiedział o tym Ninie.
Nie miała nic przeciw temu.  
Następnego dnia była to pierwsza niedziela sierpnia.
Pogoda była piękna i już z samego rana ludność Miłowa wyjeżdżała za miasto.
Grodzcy z dziećmi wyjechali 60 km za miasto.
Jechali wolno, bo był duży ruch.
Nina czuła się doskonale.
Lubiła takie wycieczki, oparła głowę o ramię matki i wyglądała przez okno, oczy jej błądziły gdzieś daleko.
Pan Grodzki zmienił Zbyszka za kierownicą.
Dojechali do lasu z którego właśnie wybiegło stado saren. Sarenki były bardzo piękne.
Nina śmiała się jak małe dziecko.
Grodzki myślał o tym by choć jedną schwycić. Nagle z lasu wyjechał samochód ciężarowy.
Tamten kierowca też zwrócił uwagę na stado saren.
I dopiero w ostatniej chwili,gdy kierowcy ujrzeli własne twarze nacisnęli na hamulce.
Czyja była wina? Zielona "warszawa" zawisła na "starze".
Z pojazdu została garść złomu. Co stało się z ludźmi?
Grodzcy siedzieli po lewej stronie pojazdu i z tej strony nadjechała ciężarówka.
Po czarnym asfalcie płynęła struga krwi.
Z lewej strony samochodu siedziały zabite ciała Grodzkich.
Sokolscy siedzieli po prawej stronie.
W ostatniej chwili Nina dojrzała samochód i zdążyła nacisnąć klamkę.
W chwili zderzenia drzwi się otworzyły i Nina wypadła na zewnątrz.
Zbyszek doznał lekkich obrażeń.
Wydostał się spod zniszczonej Warszawy, obok której leżała Nina.
Nineczko o skarbie ty mój.
Nawet nie drgnęła leżała twarzą do ziemi.
W ustach pełno piasku.
Otarł jej twarz trzymając ją na swoich rękach.
Nie żyje- nie głupi jestem ona musi żyć.
  -Nino Nineczko najdroższa moja. Otworzyła usta on przyłożył ucho do jej warg.
  -Mariusz- szepęła cicho.
  -Gdzie Mariusz.
  -Jestem- powiedział Zbyszek.
Powtarzała- Gdzie Mariusz? -Już idzie.
Na te słowa otworzyła oczy zrozumiała swój błąd.
Przepraszam- szeptała cicho.
Tymczasem sprowadzono milicję i karetkę. Stwierdzono zgon Zofii i Henryka Grodzkich.
Lekarz poznał Ninę.
Lotem ptaka została przewieziona do szpitala, ponieważ to ich koleżanka.
Następnego dnia odzyskała przytomność.
Przypomniała sobie wycieczkę. Rozejrzała się, obok był tylko mąż.
  -A gdzie mama?
  -Zaraz przyjdzie- odwrócił się by zakryć oczy i twarz zalane łzami.
Zrozumiała,że już nie przyjdzie nigdy. O ojca już nie pytała.
  -Ja też umrę.
  -Nino nie mów tak, błagam cię.
W tej chwili rzuciła się na łóżku.
Zbiegli się lekarze.
Nina mówiła jakieś urywane wyrazy, zdania, najczęściej padało imię Mariusza.
Raniło to Zbyszka. Lekarze stwierdzili zblirzający się poród. Zbyszek wyszedł z sali.
Pozostał na korytarzu, widział tylko ciągle biegających lekarzy.
Od czasu do czasu słyszał jej dobiegający głos, a nawet krzyk.
Nogi mu się uginały, a w oczach miał łzy. Tak mijały godziny, nie opuszczał szpitala.
Był już wieczór, stał dalej na korytarzu i wpatrywał się w drzwi.
Jedna siostra wyszła na korytarz niosąc coś przed sobą.
  -Niech pan patrzy oto pańskie dzieci.
  -Czy mogę je potrzymać?
  -Nie, ale niech pan popatrzy.
  -Jak ona się czuje?
  -Bardzo źle, ale tego trzeba było się spodziewać.
Poszedł do domu, ale nie mógł spać. Rano pierwsze kroki skierował do szpitala.
  -Dobrze, że pan przyszedł, żona całą noc była nieprzytomna, teraz odzyskała przytomność, pytała o pana.
  -A więc Nina chce się ze mną zobaczyć?
  -Tak proszę pana, niech pan wejdzie.
Przy Ninie siedziało kilku lekarzy.
Gdy wszedł Zbyszek porozumieli się wzrokiem i wyszli.
Nina leżała na łużku z zamkniętymi oczami. Pochylił się nad nią.
  -Nineczko.
uniosła powieki i spojrzała na niego.
  -Ach jak się cieszę, że przyszłeś. Mam ci dużo do powiedzenia.
  -Słucham mów, jeśli cię to nie męczy.
  -Męczy, ale jeśli nie powiem ci tego dziś, nie powiem ci już nigdy.
Zbyszek już chyba wiesz, że jesteś ojcem.
  -Tak, jestem ci bardzo wdzięczny.- Pocałował ją w czoło.
  -Zostawiam ci na wychowanie dwoje dzieci.
Ja odchodzę.- i tu upadła na poduszkę.
  -Nino co ty mówisz?!
  -Tak muszę ci to powiedzieć, pamiętasz jak w sobotę wróciłeś z pracy, ja pisałam.
Czy nie zdziwiło cię to?
  -Owszem myślałem o tym.
  -Kartka leży pod obrusem, przeczytaj ją:- i znów upadła na poduszkę.
  -Nino, Nino, ach Nino.
  -Zbyszek ja umrę, ja muszę umrzeć, dobrze, że dzieci będą, żyły.
Ja umrę - już odchodzę.
Pozdrów, po.... Mar.... - i nie dokkończyła.
Zapłakała i on zapłakał.
Nie chciał dłużej słuchać, chciał uciec, lecz ona mówiła dalej.
  -Na tej kartce masz wszystko napisane.
Proszę cię spełnij moją ostatnią prośbę.
Umilkła, nic więcej nie powiedziała, nic nie słyszała, patrząc na niego tylko gdzieś w oddali oddała ostatni oddech.
Zbyszek płakał jak małe dziecko.
Wrócił do domu strasznie zrozpaczony.
Dwa lata temu biorąc Ninę za żonę sądził, że da jej wszystko i zapomni o Mariuszu.
Teraz zrozumiał, że się pomylił.
Teraz przypomniał sobie, że wyszła za niego, bo o to prosił ją Mariusz.
Przecież mówiła, że potrafi kochać tylko raz i nigdy nie wyjdzie za mąż.
Teraz ona odeszła zostawiła mu dwoje dzieci.
Co sam zrobi, jak on wychowa te dzieci?
Odczuł jej brak.
Och Nino, żeby nie ja żyłabyś długo, a teraz mnie opuściłaś.
Przypomniał sobie jej polecenie.
Wziął ze stołu kartkę i zaczął czytać.
"Nie wiem dlaczego nić naszego życia się przerwie.
Nie chciałam ci tego mówić, bo wiem, że to by cię zasmuciło.
Już wiem przypuszczalnie zostawię ci dziecko.
Byłeś dobrym mężem, zasługiwałeś na miłość i szacunek, ale ja cię nigdy nie kochałam.
W dowód miłości zrób to co ci każę.
Zbyszku, jesteś młody ożeń się.
Mojego dziecka nie chcę byś wychowywał sam, oddaj go.
Nie chcę, aby moje dziecko zaznało serca macochy.
Niech go wychowuje państwo, a ty bądź dobrym ojcem, nie pozwól, aby nasze dziecko zapomniało o swojej matce.
Odwiedzaj z nim moją mogiłę.
Zbudujcie mi pomnik z marmuru.
Niech tam będzie moje zdjęcie, gdy miałam 18 lat.
A teraz Zbyszku o ile to będzie chłopiec, to wybacz imię wybiorę sama.
Niech nosi imię Mariusz.
Jeśli będzie dziewczynka, wybiesz imię sam.
A teraz jeszcze jedna prośba, jeśli umrę zawiadom o tym Mariusza.
Wiem, że mnie kochasz, więc zrób to dla mnie.
                                         Żegnaj Nina"
Och Nino wykonam wszystko o co mnie prosiłaś. Synek będzie nosił jego imię.
Dzieci będę wychowywał sam.
W tej chwili słyszał jej głos "nigdy nie kochałam cię, nie poświęcaj się dla mnie".
Upadł na tapczan, nie nie ożenię się, dzieci nie zaznają macochy.
I znów ten sam głos "to dla mnie zrób".
Przed nim leżała biała kartka papieru, na której widniały litery pisane jej ręką.
Cóż więcej mam dla ciebie zrobić.
Wziął czystą kartkę papieru, zmoczył pióro i zaczął pisać.
                          "Mariusz
Zgodnie z jej wolą zawiadamiam cię, że Nina nie żyje.
Umarła po porodzie poprzedzonym wypadkiem.
                               Zbyszek"
  Następnego dnia Zbyszek poszedł do kościoła, pośrodku stała trumna, było w niej ciało Niny.
Obok stały dwie trumny państwa Grodzkich. Dookoła było moc wieńców.
Zbyszek klęczał przed trumną i w myślach rozmawiał z Niną.
Do kościoła weszły dwie kobiety.
Młodsza licząca około 20 lat położyła wieniec i usiadła w ławce, starsza ukryła twarz w dłoniach, chyba płakała.
Nachyliła się ku niemu. -Jak to się stało?
  -Mamo a Iwona przyjechała?
  -Przyjechała.
W kościele zrobiło się ciemno. Zadzwoniły dzwony.
Zbigniew wiedział co to znaczy.
Za chwilę czarna ziemia przykryje jej trumnę.
Przez parę dni mad świeżą mogiłą, wśród wieńców stał Zbyszek.
Modlił się i próbował pogodzić się z losem.
Zapadł zmrok Zbyszek wracał do domu.
Spojrzał się w okna swojego mieszkania, Swieciło się światło.
Wszedł do domu, w kuchni krzątała się matka. Kąpała dzieci.
  -Mariusz-rzekł Zbyszek
Matka uniosła głowę i spytała:
  -Czy takie imię mu dasz?
  -Tak.
Sokolska dokończyła  kąpanie.
Drugie maleństwo leżało w łóżeczku. Sokolscy siedzieli przy stole.
  -Co ty teraz będziesz robił?
  -Mamo ożenię się.
Sokolskiej zakręciły się łzy w oczach. Kochała Ninę.
Nagle jedno z dzieci zapłakało. Sokolska poszła po mleko.
Zbyszek obejrzał się, nie wiedział co robić.
  -Nino szybciej- ach co ja mówię!
Z oczu Iwony polały się łzy. On też zaczął płakać. Sokolska przyniosł dwie butelki mleka.
Dziewczynka jakby się uśmiechnęła. Zbyszek popatrzył się na nią, była podobna do Niny.
Pomyślał- Nina- dziecko zmróżyło oczka, jakby się na coś godziła.
  -Nina, niech będzie Nina i Mariusz.
  Mijały dni i miesiące, mogiła już od dłuższego czasu nie była odwiedzana.
Zbyszek ożenił się, zmienił miejsce zamieszkania. Dzieci były w domu dziecka.
Druga żona stworzyła mu takie warunki, że o wszystkim zapomniał.
Teraz Anna była dla niego wszystkim, tylko czasem, gdy zrobił coś co przypominała mu tamtą poświęcał jej kilka minut.
Pewnego popołudnia Anna zaproponowała mu spacer. Był gorący dzień lipca, uszli kilkadziesiąt kroków, gdy Zbyszek zatrzymał się z okropnym bólem głowy.
Naprzeciwko stał kolega Zbyszka, wziął Annę na spacer, a on wrócił do domu.
Położył się na tapczan.
Wzrok jego krążył po suficie. Czas mijał powoli.
Pomimo silnego bólu, sięgnął po leżącą książkę, przeczytał dydykację:
"W dniu imienin Ninie Sokolskiej na......"
Nie mógł dalej czytać.
Przed oczami stała ona, ta której nie widział tak długo.
Poczuł wyrzuty sumienia. Widział ją gdy miała 18 lat. Och moje dzieci.
Przecież jestem ojcem, gdzie są moje dzieci? Przecież prosiła mnie,
by dzieci znały jej mogiłę. Boże, a ja o tym zapomniałem. Dzieci wcale ją nie znają, a przecież prosiła mnie o to umierając.
W tej chwili zdawało mu się, że patrzy na niego, a z jej oczu płyną łzy. Ona płacze z mojej winy, ona płacze za dziećmi.
Upadł na tapczan, zemdlał. Tak zastała go żona. Lekarz stwierdził ostre zapalenie płuc.
Stan jego był beznadziejny. Jednego dnia gdy odzyskał przytomność, stała przed nim Anna.
  -Myślałem, że o mnie zapomniałeś.
  -Co ty mówisz-położyła rękę na jego czole.
Zbyszek zaczął mówić
  -Przed pięcioma laty zapomniałem, że jestem ojcem, a przecież prosiła mnie, aby dzieci coś wiedziały o matce.
Ty pogrzebałaś mnie i moje dzieci.
Tam w Miłowie jest jej mogiła- zaczął pomagać sobie rękami, brakowało mu tchu -tam..
  -Co Zbyszku, mów dalej.
  -Gorąco mi.
  -Zbyszku no i?
  -Dzieci Anno są.........
Upadł na poduszkę po to, aby już nigdy nie wstać.
Spod zamkniętych powiek spłynęły mu dwie duże łzy i ostatnie zdanie, które było najważniejsze zabrał ze sobą.
  Pewnego dnia, dzieci z Domu Dziecka bawiły się przed bramą cmentarza w Miłowie.
Między nimi był Mariusz i Nina.
Mariusz i Nina poszli na cmentarz, poszli ku mogile, która był bardzo zarośnięta.
  -Mariusz popatrz, jak ta pani patrzy na ciebie i na mnie.
Od trzech dni na ten cmentarz przychodził ksiądz, który ciągle coś czytał.
Był to Mariusz Propowicz.
  -Proszę pana-powiedziała Nina.
Dopiero teraz ksiądz zainteresował się dziećmi, jak na niego zwracają uwagę.
Uśmiechnął się i podszedł do dzieci.
  -Co wy tu robicie -zapytał ksiądz.
Dzieci te były zagadką. Chyba nie są z Miłowa- pomyślał,
czyżby miejscowe dzieci, nie wiedziały jak się zwracać do księdza.
Nina zadała mu pytanie:
  -Czy to są bajki?
  -Nie nie, ale bardzo ładna księga.
  -O czym tutaj pisze?
  -O Jezusie.
Dzieci popatrzyły na niego ze zdziwieniem.
Ksiądz domyślił się, że dzieci wychowane są po świecku. Dzieci nie posiadały, żadnych najmniejszych wiadomości o Bogu.
  -Gdzie mieszkacie?- zapytał ksiądz.
  -Nie tutaj, my tu jesteśmy na koloniach.
  -No to dlaczego w tej chwili na cmentarzu.
  -Ja przyszedłem do swojej pani, którą tutaj znalazłem.
Jej mogiła była bardzo zarośnięta, myśmy ją wyplewili.
Gnębiła księdza myśl, aby poznać ich rodziców. Widząc,
że chłopiec jest bardziej śmiały, ksiądz zwrócił się do nigo:
  -A gdzie jest wasza mama?- dzieci wzruszyły ramionami-A mama?
- tak samo się zachowali. -Biedne dzieci pomyślał ksiądz.
  -Co wy tutaj robicie? Czy nie zrywacie kwiatków?
  -Jak mi się któryś spodoba to tak.-powiedziała Nina
  -Bo ty jesteś niegrzeczna.- powiedział Mariusz.
  -Gdyby one rosły u mojej pani tobym ja ich nie zrywała.
  -To ty masz na imię Nina?- Twarz księdza sposępniała.
  -Czy to brzydkie imię?- spytała Nina
  -Twoje imię jest brzydkie i ty jesteś brzydka-powiedział Mariusz.
Ksiądz popatrzył na dziewczynkę i widział śliczną dziewczynkę o dużych oczach.
  -A ty jak masz na imię? -Mariusz- Mariusz i Nina powtórzył ksiądz.
  -Proszę pana nasza pani jest ładna, a Nina mówi, że jest taka sama jak ona.
  -Pokażcie mi ten pomnik.
Ruszył za dziećmi. -Patrz Nina już widać naszą panią.
Wśród zielska stał śliczny pomnik. On widział z daleka, jemu ta twarz była znajoma.
Co się stało ze Zbyszkiem? Dlaczego ta mogiła jest tak zaniedbana? A przecież też ją kochał. Czyżby zapomniał?
Tylko ja cię kocham najbardziej. Inni mężczyźni są nędznymi motylami. Ja kocham wszystko twoje. Inni kochali tylko twoje ciało.
O nieszczęśliwe kobiety mało która dozna prawdziwej miłości. Jesteście tylko okłamane. Wierzcie mi. Po co oni wszyscy kłamią?
  -Proszę pana- przerwał milczenie Mariusz - To jest właśnie nasza pani. Ile razy przyjdziemy tutaj, ona  bardziej śmieje się do nas na zdjęciu.
W oczach księdza kręciły się łzy.
  -Proszę pana, a co tutaj jest napisane?
Rozchylił łodygi zielska. Dopiero teraz zauważył wyryty napis:
" Jeśli kiedykolwiek ujrzycie tą twarz, ujrzycie twarz matki. Zmówcie za nią pacież dziatki"
  -Nina, Mariusz - rzekł ksiądz - Tu leży wasz mama.
Dzieci zrozumiały od razu, podbiegli do pomnika, całując mamy zdjęcie.
Ksiądz odwrócił się od mogiły ze łzami w oczach. Nie chciał dalej patrzeć na dwoje nieszczęśliwych dzieci.





 
 
 
 
 

 
 
Przycisk Facebook "Lubię to"
 
I przypadek ( Der NOMINATIV)
 
Wer? stosujemy tylko do osób
Was? stosujemy Tylko do rzeczy
Jest to polski
Mianownik Kto? co?
Der (ten) Ein (jakiś)
Die (ta) Eine (jakaś)
Das (to) Ein (jakieś)

II Przypadek (Der GENITIV)
 
Wessen?
jest to polski
Dopełniacz Czyj? Czyja? Czyje? Kogo? Czemu?
Des ( tego) eines (jakiegoś)
Der (tej) einer (jakiejś)
Des (tego) eines (Jakiegoś)
końcówki es otrzymują tylko rzeczowniki M i N
Nominativ der Mann (mężczyzna)
Genitiv des Mannes (mężczyzny)

III Przypadek (der Dativ)
 
Wem?
Wo? (Gdzie leży książka) stan spoczynku
jest to polski
Celownik Komu? Czemu?
Dem (temu) einem (jakiemuś)
Der (tej) einer (jakiejś)
dem (temu) einem (jakiemuś)
plurar
den (jakieś) w l.mn. dodajemy do rzeczownika końcówkę n
IV Przypadek (Akkusativ)
 
Wen?
Wohin? (dokąd położyłeś- kładziesz książkę) stan ruchu
jest to polski
Biernik Kogo?
Ich liebe den Herr,
Den (tego) einen (jakiegoś)
Die (tą) eine (jakąś)
Das (To) ein (jakieś)
 
Dzisiaj stronę odwiedziło już 46 odwiedzającyo co chodzi
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja